Khatia Buniatishvili wystąpiła w Filharmonii Luksemburskiej w 2012 roku w cyklu Rising Stars. Teraz powróciła jako gwiazda pełnej jasności, z ośmioma płytami w dorobku, przez niektórych nazywana wręcz najwybitniejszą pianistką swojego pokolenia.
W programie recitalu odeszła od rytualnych dwóch części z antraktem i zaproponowała 75-minutową całość – emblematyczne utwory z różnych epok, według Jules’a Cavalié (artykuł „De la playlist au récital” w broszurze programowej) połączone przewodnim tematem introspekcji. Introspekcję urozmaicały wybuchy wirtuozerii (i następujące po nich owacje).
Pochodną tak pomyślanego programu okazał się kameralny nastrój – nieoczywisty w pełnej sali na 1500 osób. W pewnej chwili bez trudu wyobraziłam sobie, że w niewielkim salonie pianistka gra po prostu swoje ulubione utwory.
Zaczęło się od Gymnopédie nr 1 Erika Satie. Muzyka niepokojąco spokojna, ukradkiem zacierająca punkty odniesienia i prowadząca w sobie tylko znane miejsce – może zaciszne, a może groźne. Jakby ostrzegała, że wszystko jest czym innym niż się wydaje, zaostrzając słuch na kolejne utwory. (Po koncercie obejrzałam analizę harmoniczną – polecam: Sonata Secrets: MEANDERING MUSIC – Satie Gymnopedie no. 1 – Analysis).
Buniatishvili imponuje rozpiętością dynamiki, od aksamitnego pianissimo (Preludium e-moll op. 28 nr 4 Chopina) po organową nawałnicę (Bach/Liszt – Preludium i Fuga a-moll BWV 543 / S 462). Eksponuje kontrasty – medytacyjne fragmenty rozciąga, jakby rozwiesza w powietrzu (Liszt – Consolation Des-dur S 172 nr 3), a w ekstrawertycznych (finałowa Rapsodia węgierska nr 2 Liszta) nie cofa się przed szaleństwem na klawiaturze.
Introspekcyjny wątek recitalu osiągnął apogeum w lirycznym, nokturnowym Impromptu Ges-dur D 899 nr 3 Schuberta, z subtelnie kolorowanymi modulacjami, które zawładnęło biegiem czasu.
Melancholia zamglonego Mazurka op. 17 nr 4, promienie nadziei w Arii na strunie G (Bach BWV 1068), żarliwie rozśpiewana Serenada (Schubert/Liszt) – Buniatishvili jest mistrzynią ekspresji.
W Scherzu cis-moll ekspresja wygrywała z drobiazgowością, Polonez As-Dur wrzał, tracąc trochę majestatyczności na rzecz ferworu – to bardzo impulsywne interpretacje Chopina.
Klawesynowe Les barricades mystérieuses Couperina skojarzyły mi się z delikatnymi falami dobijającymi do brzegu – ale czym właściwie są? Może to metaforyczne zasłony umysłu? Tytuł doczekał się licznych skojarzeń i interpretacji, tak odległych od siebie jak rzęsy, pociągi i granica między życiem a śmiercią (Wikipedia). W artykule „Les barricades mystérieuses” Pascal Tufféry dowodzi, że chodzi w istocie o deptanie winogron (barricades = barriques), pasujące do agrarnego kontekstu całego cyklu. W książeczce do albumu Labyrinth utwór jest opatrzony notką „The path begins as if it continues. A heavy heart doesn’t slow one’s feet”.
Lżejsze serce – faktycznie – po tym wieczorze z klasyką klasyki w orzeźwiającym wykonaniu.